niedziela, 26 maja 2013

CHOROBY XXI WIEKU?


Od jakiegoś czasu przyglądam się ministrowi zdrowia, Bartoszowi Arłukowiczowi. Przyglądam się też poczynaniom rządu w kwestii prorodzinnej. Spoglądam też ukradkiem na Narodowy Fundusz Zdrowia. I widzę że Bartosz sobie nie radzi pod naciskiem Donalda w temacie NFZ. Dodatkowo pan prezydent Bronisław Komorowski, zachęca do polityki wielodzietności i rozmnażania się gdzie popadnie. Super. Ale gdzie tu zachęta?  Zachęty brak, może obywatele są chorzy? Ponoć każdy jest chory, tylko nie wszyscy zdiagnozowani. A chore społeczeństwo jest bezproduktywne...


Otóż znalazłem przyczynę, która paraliżowała  NFZ! Znalazłem także ludzi, którzy będą płodzić dzieci, które zasilą ZUS i skarb państwa! Problem ten jest ogólny i tkwi w społeczeństwie. Udało mi się wyszukać kilka przyczyn, które trapią naszych obywateli. Gdy Narodowy Fundusz Zdrowia rozpocznie leczenie chorób na miarę XXI wieku, to z pewnością zyska możliwość obrotu kapitałem. ZUS zyska sprawnych i zdrowych płatników składek, a państwo będzie zdrowsze. Dodatkowo firmy farmaceutyczne oraz lekarze będą płacić więcej podatku dochodowego, bo będą więcej zarabiać. Koło zacznie się kręcić.
Na początku zaczął bym leczyć Dermatofagię, czyli zaburzenie objawiające się kompulsywnym obgryzaniem i żuciem skóry, które najczęściej przybiera formy obgryzania naskórka przy paznokciach i obgryzanie warg. Z doświadczenia wiem, że to choroba ogólno-społeczna. Ponadto społeczeństwo Polskie cierpi na Tanoreksję, z powodu długiej zimy. Tanoreksja, jest to uzależnienie od bycia opalonym. A solaria w Polsce są drogie. Może by tak ulga podatkowa od opalenizny zachęciła by do opalania? Witaminy z grupy B nigdy za wiele. Młode pokolenie za pewne cierpi na Arachibutyrofobie,  objawiającą się panicznym lękiem przed przyklejeniem się masła orzechowego do podniebienia. Myślę że w ramach kontraktu z NFZ, dentyści dadzą sobie radę z tym problemem.
Błędy księgowe administracji państwowej, pewnie są spowodowane Heksakosjoiheksekontaheksafobią, czyli lękiem przed liczbą 666. Dlatego w rachunkach są błędy ,bo urzędnikom nie wyświetla się to w kalkulatorach, a mieszkańcy Helu nie mogą dojechać do pracy komunikacją miejską, bo autobus na trasie Hel – Dębki jest linii 666. Dzieci nie chodzą do cyrku, bo boją się klaunów, na skutek Koulrobii, czyli lęku przed klaunami. To też powoduje spadek zainteresowania siecią fast food’ów - McDonald'sami i spadek konsumpcji. Co zaś się tyczy polityki prorodzinnej to diagnoza jest prosta i jasna. Po pierwsze mężczyźni cierpią na Koro, czyli zaburzenie psychiczne objawiające się lękiem przed śmiercią, w efekcie wtargnięcia członka w głąb brzucha a po drugie cierpią na Gynofobię czyli lęk przed kobietami. Może problem leży po stronie kobiet? Kobieta może być chora na Gamofobię i odczuwać lęk przed małżeństwem a w parze z Megejrokofobią, która jest lękiem przed gotowaniem będzie mniej atrakcyjna, bądź nie brana pod uwagę statystyką GUS.  To jednak nic, wystarczy że jedno z nich cierpi na Mizofonię, zaburzenie polegające na małej tolerancji na niektóre dźwięki np.: czyjś oddech lub odgłos jedzenia. Czyli jedno z partnerów mlaska i koniec. Taki zespół chorobowy zapobiega powstaniu rodziny! Trzeba leczyć społeczeństwo!
Dzieci też nie są odosobnione, większość z nich cierpi na Didaskaleniofobię – to strach przed szkołą i wszystkim co z nią związane. Temu akurat się nie dziwię. Wystarczy że szkołą zaopiekują się siostry z fundacji Faustyny, które sprawdzają czy dzieci nie mają w piątek kanapek z wędliną. Gdyby fundaja Faustyny je fundowała… to nie było by problemu. Dodatkowo gdy jadą do szkoły przez most, poszczególne jednostki mogą odczuwać Gefyrofobię, gdy przekraczają mosty, mosty zrozumienia.  Skutkiem czego może być Pareidolia. Polega to na tym że te biedne dzieci, w czasie przerw, dopatrują się kształtów w przypadkowych szczegółach. Pewnie z głodu, zwłaszcza w piątek. A nieświadomi trosk swych dzieci rodzice, siedzą w swoich biurach przesyceni lękiem przed Friggatriskaidekafobią, czyli lękiem przed piątkiem 13-ego i przytłoczeni  strachem przed zgubieniem telefonu komórkowego – Nomofobią, dlatego nie czują Barofobii, bo nie mają gruntu pod nogami.
Szkoda że nasi politycy nie chorują na Chrematofobię, to jest chorobliwy lęk przed pieniędzmi bo sam pomógłbym im rozwiązać ten problem, ale na pewno Anatidaefobia jest ich obsesją. Objawia się to strachem, że gdzieś istnieje kaczka, która ich obserwuje. A zapewniam że tak jest.
Zatem należy wpisać: Dermatofagię, Tanoreksję, Arachibutyrofobie, Heksakosjoiheksekontaheksafobię, Koulrogobię, Gynofobię, Megejrokofobię, Mizofonię, Didaskaleniofobię, Pareidolię, Friggatriskaidekafobię, Nomofobią, Barofobię, Chrematofobię i Anatidefobię na listę płac NFZ, przebadać społeczeństwo i rząd pod kątem tych dolegliwości a następnie wystawić rachunki. Większość polityków na pewno zasiliłaby kasę za równo NFZ jak i skarbówki. Zapewniam, że są to osoby ubezpieczone i nie leczone, a w razie prywatnych konsultacji lekarskich, wypłacalne.
Ryba psuje się od głowy, a głową Polski jest rząd. Ciekawe jaką nazwę dać chorobie co toczy reprezentujących nas pacjentów z Wiejskiej. 
Autor: Gracjan Zieliński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy